Witajcie w „Dzienniku Tomka” – fikcyjna postać, prawdziwe emocje
Na pierwszy rzut oka Tomek, 35-letni mąż, ojciec i aktywny zawodowo człowiek, może wydawać się kimś zwykłym, podobnym do wielu ludzi, których mijamy na ulicy. Ale jego historia, choć fikcyjna, niesie ze sobą niezwykle prawdziwe doświadczenia – takie, z jakimi zmagają się tysiące osób każdego dnia.
Tomek to postać, której losy będą towarzyszyć Wam przez serię nagrań. Jego opowieść może być jedynie wytworem wyobraźni, ale emocje, wątpliwości i walka z uzależnieniem, które przeżywa, są boleśnie autentyczne. Wszystko, co tu usłyszycie, opiera się na rzeczywistych doświadczeniach, które przez lata obserwowałem w pracy terapeutycznej z osobami uzależnionymi.
Dlaczego Tomek? Bo wierzę, że jego historia pomoże Wam spojrzeć na problem uzależnienia z innej perspektywy – bez oceniania, ale z empatią i zrozumieniem. Może ktoś z Was zobaczy w nim samego siebie, a może przypomni Wam kogoś bliskiego.
Zachęcam Was do śledzenia tej drogi – zaczynamy od momentu, kiedy Tomek jeszcze nie podjął decyzji o terapii. To będzie podróż przez wewnętrzne rozterki, walkę z samym sobą i stopniowe uświadamianie sobie, że problem nie zniknie sam.
Posłuchajcie jego pierwszego nagrania – a jeśli w jakikolwiek sposób odnajdziecie w nim siebie, pamiętajcie: nie jesteście sami.
Nagranie 1: „Czy to naprawdę problem?”
(Nagranie zaczyna się ciszą, słychać głęboki wdech bohatera, jakby nie był pewien, czy chce to powiedzieć, ale postanawia spróbować)
Cześć. Na imię mam Tomek, mam 35 lat, jestem mężem, ojcem 10-letniej dziewczynki… no i… mam problem. Ale, wiecie co? Nie wiem, czy to rzeczywiście problem, czy po prostu inni tak mówią.
Na co dzień prowadzę firmę, jestem całkiem ogarnięty. Wstaję, pracuję, zajmuję się domem, czasem nawet znajdę czas na wyjście z córką na rower. No i zdarza się, że po pracy sięgnę po kilka piw, żeby się zresetować, odpocząć, wyłączyć myśli. Tylko że… ostatnio to kilka piw staje się codziennym rytuałem. Albo i więcej. I tu zaczynają się schody.
Żona – Anka – zaczyna mówić, że mam problem. Coraz częściej. Zresztą, dzisiaj znowu była awantura. Pytała, dlaczego ciągle piję, czemu nie mogę po prostu przestać. Mówi, że się martwi o mnie, że widzi, jak się zmieniam. Ale wiecie, ja naprawdę nie czuję, że coś jest nie tak. W końcu przecież wstaję rano, idę do pracy, rachunki są płacone. A że czasem się pokłócimy? Kto się nie kłóci?
Ale… co mnie najbardziej gryzie… moja córka. Zosia. Zaczyna coś zauważać. Wiesz, jak to jest, kiedy małe dziecko patrzy na ciebie tymi oczami pełnymi niewinności, a ty… no, czujesz, że coś jest nie tak, ale jeszcze nie chcesz tego przyznać przed samym sobą? Ostatnio zapytała mnie, czemu jestem taki smutny. A ja nawet nie wiem, czy jestem. Zwykle przecież jestem zmęczony po pracy, nie? Tylko… czy to zmęczenie, czy coś więcej?
Nie powiem, że Anka nie próbowała rozmawiać ze mną o terapii. Już kilka razy to padło. „Może byś poszedł, pogadał z kimś?” Albo: „Tomek, musisz coś z tym zrobić, bo przestajesz być sobą.” I co ja na to? No, najczęściej mówię, że przesadza. Że to tylko taki okres, że stres w pracy, że pandemia, kryzys… wiecie, zawsze coś można znaleźć. Ale wewnętrznie… zaczynam się zastanawiać. Może to nie tylko kwestia zmęczenia?
Z drugiej strony… terapia? No, kurde. Ja? Na terapii? Nie jestem przecież jakimś wrakiem, to nie ja jestem tym gościem, co przepija wszystko i ląduje na ulicy, nie? To tylko kilka piw wieczorem, no może czasem coś więcej. Ale czy to naprawdę powód, żeby od razu lecieć do terapeuty?
Nie wiem. Może nagrywanie tego pomoże mi jakoś ogarnąć, co tak naprawdę się dzieje. Bo szczerze? Czuję, jakbym stał na rozdrożu. Z jednej strony, nie chcę słuchać tego gadania o terapii, z drugiej… coś we mnie zaczyna się zmieniać. Tylko jeszcze nie wiem, w którą stronę. Na razie postanowiłem nagrywać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
(Chwila ciszy, głębokie westchnięcie)
Dzięki, że wysłuchaliście.