Odcinek 6: Droga A – Podziel się czymś… czymkolwiek
Anna siedziała na skraju krzesła, z dłonią zaciśniętą na pasku swojej torebki, jakby ta torebka mogła ją ochronić. W sali było cicho, chociaż siedziało tam już kilkanaście osób. Krzesła ustawione były w kręgu – nie za ciasno, ale też tak, żeby nie dało się ukryć. Jakby sam układ wymuszał obecność. I obecność właśnie była tym, z czym Anna miała największy problem.
Być w pełni obecna. W swoim ciele. W tej sytuacji. W tej decyzji.
Obok niej ktoś chrząknął. Mężczyzna w szarej bluzie rozmasowywał nerwowo palce. Kobieta po lewej stronie poprawiała rękaw swetra, jakby nie był wystarczająco długi. Wszyscy byli czymś zajęci. Zajęci nierozmawianiem.
W końcu drzwi się zamknęły, a do sali weszła prowadząca. Miała ciepły głos i nosiła bawełnianą sukienkę, która wyglądała, jakby z niej zdjęto ciężar formalności.
– Dziękuję, że przyszliście. Wiem, że dla wielu z was to pierwszy raz – powiedziała z uśmiechem, który nie był z tych „terapeutycznych”. Był ludzki. Prawdziwy.
Anna czuła, że ręce jej się pocą. Otarła dyskretnie dłoń o spodnie. Spojrzała na swoje buty. Brudne. Czy to źle? Czy ktoś zauważy? Dlaczego nie wyczyściła ich wcześniej?
– Nie musicie dziś mówić całej swojej historii. Możecie powiedzieć tylko coś drobnego. Cokolwiek. To wystarczy.

Anna spojrzała przed siebie. Wzrok jej uciekł gdzieś w przestrzeń między ludźmi. Jeden z uczestników mówił. Mówił spokojnie. Nie patrzył na nikogo. Ale jego głos łamał się w środku zdania. Opowiadał o tym, jak zgubił klucz do domu i siedział dwie godziny na schodach, bo nie miał odwagi zadzwonić do siostry i poprosić o pomoc. Potem kolejna osoba. Mówiła o tym, że ostatnio zaczęła znów kupować alkohol tylko po to, żeby go postawić w szafce – jak próbę. Jak grę z samą sobą.
I wtedy Anna poczuła, jak coś w niej się porusza. Nie była to historia identyczna. Ale coś się wewnątrz niej rozpoznało. To uczucie granicy. Cichej samotności, której nikt nie zauważa.
Głos prowadzącej znowu wypełnił salę:
– Czy ktoś jeszcze chciałby się dziś czymś podzielić?
Anna poczuła, że wszyscy zerkają ukradkiem po sobie.
I zanim zdążyła się powstrzymać, usłyszała swój własny głos:
– Ja…
Zamilkła.
Kilka par oczu spojrzało na nią. Nie wszystkie. Tylko kilka. I wystarczyło.
– Ostatnio… ktoś narysował mnie bez oczu. – powiedziała cicho, ale wyraźnie. – I to było dokładnie to, jak się czuję.
Prowadząca skinęła głową.
Nikt się nie śmiał. Nikt nie komentował.
I właśnie to było najtrudniejsze – że nikt jej nie uratował z tego zdania. Że musiała je przeżyć sama.
Ale też najcenniejsze.
Wieczorem, leżąc w łóżku, Anna nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok. Pamiętała swoją rękę unoszącą się, zanim zabrała głos. To jedno zdanie krążyło po jej głowie.
To nie była opowieść o uzależnieniu. Nie była nawet o winie. To było coś o niej samej, o pustce, której nikt wcześniej nie zobaczył, bo sama się nie odważyła jej pokazać.
To było pierwsze wypowiedziane „ja” od bardzo dawna.