Odcinek 2: Przebudzenie
Promienie porannego słońca wślizgiwały się przez zasłony, kładąc się na kuchennym stole. Anna siedziała przy tym samym stole, przy którym spędzała wieczory, tylko że teraz widok był inny. Pusty kieliszek stał obok jej kubka z niedopitą kawą. Monika biegała boso po mieszkaniu, szukając swojego ulubionego misia.
– Mamusiu, czemu ostatnio jesteś taka smutna? – zapytała nagle, zatrzymując się w drzwiach kuchni.
Anna zamarła. To było jak cios. Jej pięcioletnia córka nie znała skomplikowanych słów ani subtelnych określeń, ale prostota jej pytania rozrywała serce. Smutna? Przecież robiła wszystko, żeby Monika nie widziała jej bólu. Śmiała się z nią, czytała bajki, uśmiechała się, gdy patrzyły w lustro. Czyżby to było niewystarczające?
– Kochanie, nie jestem smutna – odpowiedziała mechanicznie, próbując wykrzywić usta w coś przypominającego uśmiech. – Po prostu czasem się martwię o różne rzeczy.
Monika pokiwała głową, jakby wszystko rozumiała, ale jej spojrzenie pozostawało pytające. Zniknęła w swoim pokoju, zostawiając Annę z burzą myśli. „Smutna” – to słowo odbijało się echem w jej głowie. Czy naprawdę była smutna? Czy to smutek ją przytłaczał, czy coś głębszego?
Spojrzała na kieliszek. Niewinna rzecz – tylko szkło. Ale teraz wydawało się jak obcy przedmiot, który znał wszystkie jej sekrety. Ile takich poranków jeszcze ją czeka? Ile razy obiecała sobie, że nie będzie piła – że znajdzie sposób, aby przerwać to błędne koło?
Tego dnia Anna postanowiła odprowadzić Monikę do przedszkola pieszo, mimo że miała ochotę schować się pod kocem. Chłodne, jesienne powietrze uderzyło w jej twarz, gdy zamknęła za sobą drzwi. Monika ściskała jej dłoń i opowiadała o swoich planach na dzień. To było jedno z tych chwilowych przypomnień, dlaczego tak bardzo chciała być silna – dla niej. Ale czy Monika wystarczyła? Czy miłość do córki mogła pokonać te ciemności, które otaczały Annę?
Po drodze spotkały sąsiadkę, panią Ewę, która była jedną z tych zawsze radosnych osób, które pozdrawiały wszystkich z uśmiechem.
– Dzień dobry, Anno! Jak się czujesz? – zapytała, zatrzymując się na moment.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziała Anna, czując, jak na usta ciśnie się kolejne kłamstwo.
Nie było dobrze. Pani Ewa wpatrywała się w nią jeszcze przez chwilę, jakby chciała zadać kolejne pytanie, ale tylko pokiwała głową i poszła dalej. Anna zastanawiała się, czy ktokolwiek zauważa, że jej odpowiedzi są jak skorupa, kryjąca coś, czego sama nie potrafi nazwać.
Po powrocie do domu spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Widziała kobietę zmęczoną, z zaczerwienionymi oczami i włosami związanymi w luźny kok. Czy to była ona? Czy zawsze taka była? W pewnym momencie poczuła coś nowego – coś, co można było nazwać niepokojem. To była myśl, która nie chciała jej opuścić: „Czy Monika zauważa więcej, niż powinna?”
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Dzwoniła jej przyjaciółka, Marta.
– Hej, Anno! Jak się trzymasz? Może wyskoczymy na kawę? – zaproponowała z entuzjazmem.
Anna zawahała się. W głowie pojawiła się myśl, żeby powiedzieć Marcie o tym, jak się czuje – o smutku, kieliszku, Monice, która zaczyna zadawać pytania. Ale słowa ugrzęzły jej w gardle.
– Może kiedyś, w przyszłym tygodniu – odpowiedziała, chowając twarz w dłoniach.
Kiedy rozmowa dobiegła końca, poczuła narastającą frustrację. Czemu tak trudno było powiedzieć, co naprawdę czuje? Czy Marta by zrozumiała? A może tylko spojrzałaby na nią z litością?
Anna spojrzała na stół, na którym nadal leżał pusty kieliszek. W jej głowie narodziło się pytanie, którego wcześniej unikała: „Czy to już problem?”
Przez resztę dnia myśli o tym nie dawały jej spokoju. Wiedziała, że coś musi się zmienić, ale bała się podjąć pierwszy krok. Bała się, że nie znajdzie odpowiedzi na pytanie, które dziś zadała Monika. Czy w ogóle chciała je znać?