Moja droga do trzeźwości: jak odnalazłem trzeźwość na nowo

Każdy dzień trzeźwości to zwycięstwo, a każda chwila spędzona z bliskimi bez kieliszka to dowód, że zmiana jest możliwa

Nazywam się Jakub, mam 60 lat i od ponad 30 lat poruszam się na wózku inwalidzkim. Nie piję od dziesięciu lat. Moje życie to historia, która wielokrotnie toczyła się na krawędzi – począwszy od tragicznego wypadku samochodowego, przez lata picia, aż po ten moment, w którym zrozumiałem, że muszę podjąć decyzję, która zmieni wszystko. Dziś mam szczęśliwą rodzinę, wspaniałego wnuka i relacje, o których jeszcze dekadę temu mogłem tylko marzyć.

Życie po wypadku: kiedy wszystko nagle się zmienia

Kiedy miałem 29 lat, wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie na zawsze. Wypadek samochodowy – tak to się zaczęło. Jedna chwila, jeden moment nieuwagi. Pamiętam, że leżałem wtedy w szpitalnym łóżku i nie mogłem się ruszyć. Lekarze nie dawali mi złudzeń: „Kuba, nie wstaniesz już nigdy z wózka.” Ta myśl wydawała się koszmarem – człowiek nie chce wierzyć, że coś, co zawsze uważał za oczywiste, jak ruch, stanie się niemożliwe.

Przeszedłem przez wszystko, co można sobie wyobrazić. Złość, rozpacz, żal. Wydawało mi się, że już nigdy nie poczuję się szczęśliwy, a jednak po jakimś czasie znalazłem w sobie nowy cel. Życie nie było łatwe, ale zacząłem pracować, założyłem rodzinę, miałem syna. Na pozór wszystko zaczęło się układać, ale tam, gdzie było coś zbudowane, czekała na mnie pułapka.

Ucieczka w alkohol: kiedy zaczynasz tonąć, a nawet tego nie widzisz

Z perspektywy czasu widzę, że wszystko, co próbowałem zbudować, miało fundamenty na piasku. Moje wewnętrzne demony, lęki i stłumione emocje były ukryte gdzieś głęboko, ale wytrwale znajdowały drogę na powierzchnię. A kiedy już się wydostały, skierowały mnie w stronę butelki. Wydawało się to takie niewinne – jeden drink, żeby się rozluźnić, jeden kieliszek, żeby zapomnieć. Ale jak to bywa z nałogiem – zaczyna się od niewinnych kieliszków, a kończy na coraz większych ilościach.

Początkowo potrafiłem jeszcze trzymać się w ryzach. Pracowałem, zajmowałem się rodziną. Ale alkohol był jak cichy towarzysz, który krok po kroku przejmował kontrolę. Nie zauważyłem nawet, kiedy zacząłem pić codziennie, coraz więcej. W końcu, zamiast robić coś konstruktywnego, dzień w dzień czekałem na moment, gdy mogłem sobie wlać kolejny kieliszek. Moja praca stawała się coraz mniej wartościowa, żona była coraz bardziej sfrustrowana, a syn – coraz bardziej się ode mnie oddalał.

Krok po kroku na dno: utrata siebie i ludzi wokół

Nie wiem, kiedy dokładnie przekroczyłem tę cienką granicę, po której wszystko zaczęło się rozpadać. Moja żona coraz częściej mówiła mi, żebym coś z tym zrobił. Pamiętam jeden wieczór, kiedy dosłownie błagała, żebym przestał pić, żebyśmy jeszcze mieli dla siebie szansę. Byłem wtedy już tak przyzwyczajony do swojego codziennego stanu, że machałem na to ręką. „Nie przesadzaj, jest dobrze, nie dramatyzuj,” mówiłem. Teraz wiem, że to była moja ignorancja i nieświadomość, jak bardzo zniszczyłem naszą relację.

Mój syn, dziś 30-latek, coraz bardziej zamykał się w sobie. Oddalał się ode mnie z każdym rokiem, aż w końcu prawie wcale się nie odzywał. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas, zanim podjąłem decyzję o terapii. Pamiętam jednak dobrze, jak moja żona zaczęła sugerować, że jeśli nic się nie zmieni, to odejdzie. To nie były puste groźby, ale fakty. Czułem, że tracę wszystko – pracę, rodzinę, siebie. I wtedy dotarło do mnie, że dłużej tak się nie da.

Decyzja o terapii: „Byłem na krawędzi i w końcu to zobaczyłem”

Pewnego dnia po prostu zrozumiałem, że stoję na krawędzi. Może ktoś z was zna to uczucie – kiedy czujesz, że jeszcze krok, jeszcze jeden kieliszek, a stracisz już wszystko. Moja żona, jak nigdy dotąd, stanęła przy mnie i powiedziała: „Albo coś zmienisz, albo mnie tracisz.” I tym razem dotarło do mnie, że to już nie są tylko słowa. Może to był strach, a może resztki miłości, ale postanowiłem, że zrobię wszystko, co trzeba, żeby wrócić na prostą.

Znalazłem miejsce, gdzie mogłem podjąć terapię, i postanowiłem dać temu szansę. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale miałem nadzieję, że w końcu uda mi się zerwać z nałogiem. Terapia nie była ani szybka, ani prosta, ale właśnie tam zrozumiałem, że to nie tylko alkohol był problemem, ale wszystko, co było we mnie. Stłumione emocje, złość, żal – to wszystko w końcu musiało znaleźć ujście, a ja nauczyłem się, że muszę sobie z tym radzić inaczej niż poprzez ucieczkę w alkohol.

Powrót do życia: krok po kroku, z nowymi zasadami

Kiedy wróciłem z terapii, zacząłem układać swoje życie od nowa. To była trudna droga, ale każda chwila, kiedy byłem trzeźwy, była dla mnie jak odkrywanie świata na nowo. Z początku wszystko było dla mnie wyzwaniem, każdy dzień bez alkoholu był zwycięstwem. Byłem zmuszony mierzyć się z samym sobą, ze swoimi emocjami i z tym, co nawarstwiało się przez lata.

Pierwszą osobą, do której postanowiłem się zwrócić, był mój syn. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie po terapii. Nie powiedział nic, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Widziałem, jak bardzo go zraniłem, jak bardzo zawiodłem. I wtedy pierwszy raz powiedziałem mu, że przepraszam. Wiedziałem, że słowa to nie wszystko, ale od tamtej pory zacząłem starać się odzyskać jego zaufanie.

Dziś, po tych wszystkich latach, mamy fantastyczną relację. Jestem nie tylko ojcem, ale i dziadkiem. Mój wnuk patrzy na mnie z takim zachwytem, że momentami zastanawiam się, czy zasługuję na tę miłość. Bycie trzeźwym dziadkiem to coś, co napędza mnie do dalszego działania. Widzę, jak ważne jest, żeby być obecnym, żeby być przykładem.

Przemiana: kiedy stajesz się lepszą wersją siebie

Trzeźwość zmieniła mnie nie tylko w oczach innych, ale przede wszystkim w moich własnych. Dziś, jako 60-latek, czuję, że moje życie naprawdę się zaczyna. Moja praca nabrała nowego sensu – to już nie jest tylko sposób na zarabianie, ale na realizację moich pasji. Praca na trzeźwo to praca z pełnym zaangażowaniem, a nie tylko „żeby przetrwać dzień”.

Zrozumiałem, że życie to coś więcej niż tylko funkcjonowanie. To docenianie każdej chwili, to bycie wdzięcznym za każdy dzień, który mogę spędzić z bliskimi. Moja żona jest teraz moim najlepszym przyjacielem, moim wsparciem. Przeszliśmy przez piekło, ale razem odbudowaliśmy coś, czego nie da się opisać słowami.

Moje przesłanie do Ciebie: jeśli jesteś na krawędzi, pamiętaj, że zawsze jest nadzieja

Piszę tę historię dla tych, którzy czują, że utknęli w miejscu, że nie ma wyjścia. Jeśli czujesz, że alkohol przejął kontrolę nad twoim życiem, wiedz jedno: zawsze jest nadzieja. Nie powiem ci, że jest łatwo, ale powiem ci, że warto. Każdy dzień trzeźwości to zwycięstwo, a każda chwila spędzona z bliskimi bez kieliszka to dowód, że zmiana jest możliwa.

Trzeźwość to nie jest magiczne rozwiązanie, które nagle naprawia wszystko. To codzienna walka, ale warta każdej chwili. Kiedy zdecydujesz się podjąć ten krok, kiedy zdecydujesz się zawalczyć o siebie i o swoje relacje, zobaczysz, że życie nabiera zupełnie innego sensu. Staje się pełne, prawdziwe, wolne od iluzji, jakie daje alkohol.

Jeśli czytasz to i zastanawiasz się, czy możesz zmienić swoje życie – odpowiedź brzmi: tak, możesz.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *