Moja droga do trzeźwości: historia, która miała się nigdy nie wydarzyć
Cześć, nazywam się Marek, mam 55 lat i jestem trzeźwiejącym alkoholikiem od sześciu lat. Piszę tę historię, żeby podzielić się z Wami moją drogą do trzeźwości. Nie, nie zawsze było kolorowo, a gdybyś zapytał mnie 7 lat temu, czy widzę siebie trzeźwego, to pewnie bym się zaśmiał, machnął ręką i powiedział: “Nie ma takiej opcji”. No cóż, życie ma czasem inny plan.
Punkt zwrotny: gdy znalazłem się na dnie (nawet jeśli nie chciałem się przyznać)
Pracowałem w korporacji przez większość swojego życia. Od poniedziałku do piątku byłem w pełnym biegu, zawsze na szczycie gry, dobrze ubrany, pewny siebie. Z zewnątrz wyglądałem jak człowiek sukcesu, ale to była maska. Pod nią krył się ktoś, kto bał się przyznać, że nie ma wszystkiego pod kontrolą. Alkohol był moją ucieczką od tej rzeczywistości, od stresu, od własnych kompleksów i poczucia, że ciągle nie jestem wystarczająco dobry. Coś jak cichy towarzysz, który nie pyta, tylko daje chwilę oddechu… aż w końcu przejmuje kontrolę.
Był taki moment, gdy zaczęło się to wymykać spod kontroli. Zamiast kilku drinków po pracy, piłem coraz więcej, coraz częściej, a potem zacząłem pić w pracy. Przestawałem być tym facetem, którym chciałem być. Zdradzałem żonę, notorycznie kłamałem, próbowałem wszystkich wokół oszukać. Aż w końcu oszukiwałem już tylko siebie. Moja żona widziała to wszystko i mimo to, była przy mnie. W końcu powiedziała: “Albo idziesz na terapię, albo się wynoś”. To był mój punkt zwrotny. Decyzja nie była moja, została na mnie wymuszona, ale dzisiaj wiem, że to była jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogły mi się przytrafić.
Terapia: “Jasne, idę, ale i tak wrócę do picia”
Znalazłem się na terapii stacjonarnej. Pierwsze tygodnie były jak spacer po minowym polu. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem w to, że terapia cokolwiek zmieni. Myślałem, że odczekam te parę tygodni, wrócę do domu i znów zacznę żyć po swojemu, z tą małą różnicą, że będę bardziej ostrożny w piciu. No ale cóż, rzeczy nie poszły zgodnie z planem.
Początkowo siedziałem na grupowych spotkaniach, słuchałem innych, ale głównie się wyłączałem. Dopiero, kiedy ktoś powiedział historię, która była niemal jak lustrzane odbicie mojego życia, coś we mnie pękło. Zdałem sobie sprawę, że jestem dokładnie tam, gdzie kiedyś przysięgałem, że nie chcę się znaleźć. Zacząłem się otwierać, mówić o swoich lękach, wstydzie, zdradach, o tym, jak alkohol był moją tarczą. Z każdym dniem zrzucałem z siebie kolejne warstwy tego, kim myślałem, że jestem, a co okazało się iluzją.
Pierwsze kroki trzeźwości: “To dopiero początek”
Po terapii wróciłem do domu i zaczęły się prawdziwe schody. Codziennie walczyłem z myślą, żeby sięgnąć po butelkę. Wyobrażacie sobie, jak ciężko jest powiedzieć “nie”, kiedy całe ciało mówi “tak”? Wiedziałem jednak, że jeśli się poddam, wszystko pójdzie na marne. Zacząłem chodzić na spotkania Anonimowych Alkoholików. Przyznam, że pierwszy raz, kiedy stanąłem przed grupą i powiedziałem: “Mam na imię Marek i jestem alkoholikiem”, to było jak wbicie noża prosto w dumę. Ale właśnie wtedy coś się zaczęło zmieniać. Bo kiedy przyznajesz się do tego, kim jesteś, i widzisz, że inni cię nie odrzucają, zaczynasz wierzyć, że możesz być lepszy.
Życie bez butelki: nowe priorytety
Trzeźwienie zmieniło wszystko. Dziś prowadzę swoje dwie firmy i robię to na własnych warunkach. Przestałem gonić za materialnymi rzeczami, za pozycją, którą kiedyś uważałem za miarę mojego sukcesu. Zrozumiałem, że prawdziwa wartość tkwi w czymś zupełnie innym. Zająłem się duchowością, pogłębiłem relację z samym sobą i swoją rodziną.
Jednak nie chcę, żebyście myśleli, że po terapii wszystko stało się nagle cudowne. Z żoną relacja wciąż bywa trudna. Mamy za sobą lata pełne bólu, kłamstw i zdrad, ale pracujemy nad tym. Chodzimy na terapię małżeńską, gdzie uczę się, jak być mężem, jakim powinienem był być od samego początku. Z synami? To powolna budowa. Straciłem wiele lat, kiedy byli młodsi, a teraz staram się nadrobić te straty. To jest trudne, ale cieszę się z każdego drobnego kroku do przodu.
Nawrót: bez złamania abstynencji
Nawroty… Tak, zdarzały się. Nie, nie złamałem abstynencji, ale były chwile, kiedy miałem ochotę wszystko rzucić i wrócić do picia. Takie momenty nadchodzą, kiedy wszystko wydaje się nie mieć sensu. Jak wtedy, kiedy pokłóciłem się z żoną, kiedy firma ledwo zipała, a ja miałem dość tego ciągłego, bolesnego wracania do rzeczywistości. Ale to właśnie w tych momentach wspólnota AA okazała się bezcenna. Telefon do kogoś, kto przeszedł przez to samo, rozmowa przy kawie, kilka godzin wsparcia – to były moje ratunkowe koła.
Dzięki temu zrozumiałem jedną kluczową rzecz: alkohol to nie była moja choroba. To był mój sposób na ukrywanie choroby – niskiego poczucia własnej wartości. Terapia pozwoliła mi odkryć, że mogę żyć inaczej, że mogę patrzeć w lustro bez wstydu i bez strachu. Ale to wszystko wymagało pracy i nadal wymaga.
Dla Tych, którzy są na rozdrożu
Jeśli czytasz to i myślisz: “Nie jestem pewien, czy dam radę”, chcę ci powiedzieć jedno – rozumiem to. Też nie byłem pewien. Ale jeśli mi się udało, to i tobie może się udać. Trzeźwienie to nie jest cudowna recepta, która naprawia wszystko od razu. To ciężka praca, ale z czasem widzisz efekty.
Na początku jest trudno, bo zmiany są niewidoczne, małe jak ziarnka piasku. Ale z tych ziarenek buduje się coś, co może się okazać nowym życiem, lepszym niż mogłeś sobie wyobrazić. Niezależnie od tego, co cię powstrzymuje – strach, duma, wstyd – możesz to pokonać. A jeśli ktoś z twoich bliskich zmaga się z uzależnieniem, nie odpuszczaj, ale pamiętaj, że nie możesz zmusić kogoś do zmiany. Możesz jednak być przy nim, kiedy będzie gotów zrobić pierwszy krok.
Trzeźwość: nowy początek każdego dnia
Dzisiaj, po sześciu latach trzeźwości, mogę powiedzieć, że żyję. Naprawdę żyję, a nie tylko przetrwałem kolejne dni z butelką w dłoni. Są rzeczy, które straciłem, których już nie odzyskam. Ale zyskałem coś bezcennego – siebie. Trzeźwość dała mi wolność od fałszywych masek, wolność do bycia sobą, do odkrywania, kim naprawdę jestem, co mogę jeszcze osiągnąć.
Jeśli czytasz to i zastanawiasz się, czy możesz zmienić swoje życie, odpowiedź brzmi: możesz. To nie będzie łatwe, ale będzie warto. Czasami jeden krok w stronę pomocy może stać się początkiem nowego rozdziału w twoim życiu. Rozdziału, który piszesz na własnych warunkach, a nie według scenariusza, który dyktuje ci alkohol.
Dziękuję, że przeczytałeś moją historię. Jeśli w jakiś sposób ci pomogła, to znaczy, że było warto ją napisać. Trzymaj się, niezależnie od tego, na jakim jesteś etapie. Możesz być silniejszy, niż myślisz.