Kobieta siedząca w grupie terapeutycznej, pogrążona w refleksji – zakochanie w terapii

Dlaczego znowu się zakochałam w grupie? – o zakochaniu w terapii i emocjach, które mogą zaskoczyć

Jeśli trafiłaś tu, bo myślisz o terapii albo już na niej jesteś – to dobrze.
A jeśli jesteś w momencie, w którym… no właśnie. Wchodzisz do grupy, ktoś się uśmiecha, słucha cię, może dotyka tematów, o których boisz się myśleć – i nagle czujesz więcej niż tylko wdzięczność.
Ciepło. Motyle. Tęsknotę.
Czasem – tak, zakochanie.
I wtedy w głowie pojawia się pytanie: „Co jest ze mną nie tak?”

Pozwól, że jako terapeuta, który od kilkunastu lat prowadzi grupy i towarzyszy ludziom w zdrowieniu z uzależnień, powiem Ci coś ważnego:
Z Tobą jest wszystko w porządku.


Zakochanie w terapii – czym właściwie jest?

Zakochanie w terapii to nie romans i nie fanaberia. To psychologiczna i emocjonalna reakcja na wyjątkową przestrzeń, jaką jest gabinet terapeutyczny albo sala grupowa.
Nie jesteś pierwszą osobą, która „coś poczuła” – i nie będziesz ostatnią.

To nie miłość. To kontakt.

Zakochanie w terapii najczęściej nie jest klasycznym zakochaniem, ale mieszanką:

ulgi, że ktoś Cię w końcu rozumie,
tęsknoty za bliskością, której brakowało przez lata,
idealizacji, że ten ktoś „naprawi” wszystko,
przeniesienia – czyli sytuacji, w której emocje z przeszłości (np. do rodzica, nauczyciela, byłego partnera) przenoszą się na osobę prowadzącą terapię lub uczestnika grupy.


Przeniesienie – czyli nie chodzi o niego/nią, tylko o Ciebie

W psychoterapii to zjawisko ma swoją nazwę: przeniesienie.

To moment, kiedy:
– terapeuta staje się jak ojciec, który nie przytulał,
– współuczestniczka grupy przypomina siostrę, której zawsze zazdrościłaś,
– a grupa staje się rodziną, którą zawsze chciałaś mieć.

I tak, można się zakochać. Albo myśleć, że się zakochało.


„Ale to takie prawdziwe…”

Oczywiście. Emocje w terapii uzależnień są prawdziwe – i bardzo silne.
Bo wreszcie jesteś na trzeźwo.
Bo wreszcie ktoś słucha.
Bo wreszcie możesz czuć – i nikt Cię za to nie karze.

W gabinecie nie chodzi o to, by tych emocji się bać.
Chodzi o to, żeby je zrozumieć.


A co, jeśli naprawdę się zakochałam?

Odpowiem jako terapeuta: To się zdarza.
I warto to omówić. Nie po to, żeby Cię zawstydzić. Tylko po to, żeby pomóc Ci zobaczyć, co za tym stoi.

Bo zakochanie w terapii to często:
– pierwszy kontakt z intymnością bez używek,
– projektowanie marzeń na kogoś, kto daje uwagę,
– sposób na ucieczkę od konfrontacji z samą sobą.


Co możesz z tym zrobić?

Jeśli czujesz, że zakochanie w grupie zaczyna dominować Twój proces terapii, oto kilka kroków:

1. Porozmawiaj o tym z terapeutą

To nie tabu.
To część procesu.
Terapia jest właśnie po to, by móc się przyjrzeć tym uczuciom bez lęku.

2. Sprawdź, co za tym stoi

Zadaj sobie pytania:
– Czy wcześniej miałam trudności z bliskością?
– Czy często idealizuję ludzi?
– Czy to uczucie pomaga mi w terapii – czy mnie od niej odciąga?

3. Nie rób z tego dramatu

Nie musisz nic „naprawiać”.
Nie musisz się wstydzić.
To doświadczenie, które może Cię czegoś nauczyć – o Tobie, o relacjach, o tęsknocie.


A co z uczuciami do innych uczestników?

To częste pytanie. I ważne.

W grupie mogą się pojawić:
sympatie i antypatie,
zazdrość,
pożądanie,
tęsknota za przyjaźnią.

Wszystko to jest materiałem terapeutycznym, a nie przeszkodą.

Grupa to nie Tinder. To nie przestrzeń do flirtu, tylko do zdrowienia.
Ale to, że ktoś Ci się spodobał – mówi o Tobie, nie o nim.


Kiedy emocje w terapii stają się problemem?

Jeśli zakochanie zaczyna:
– przesłaniać Ci sens terapii,
– powodować lęk przed mówieniem szczerze,
– sprawiać, że „idziesz na terapię dla niego/niej” –
to znak, że warto się zatrzymać.
Nie po to, by rezygnować. Po to, by się przyjrzeć.


Moja perspektywa jako terapeuty

Widziałem zakochania:
– które przerodziły się w głębokie wglądy,
– które rozpadły się po kilku tygodniach,
– które stały się ucieczką od trudnych tematów.

Ale widziałem też ludzi, którzy po raz pierwszy w życiu zaufali komuś trzeźwo.
I to było piękne.
Bo czasem zakochanie to wstęp do bliskości ze sobą samą.


Praktyczne wskazówki na co dzień

Jak budować emocjonalną odporność w terapii?

Zapisuj emocje – po każdym spotkaniu grupowym.
Mów o tym – milczenie tylko pogłębia wstyd.
Oddychaj – proste ćwiczenia oddechowe pomagają regulować pobudzenie emocjonalne.
Nie oceniaj się – emocje to nie grzech, tylko informacja.
Zadbaj o siebie poza terapią – sen, relacje, ruch, kreatywność.


Co mówią pacjenci?

Zobacz wpis: „5 rzeczy, które pacjenci mówią w gabinecie” – krótki tekst, w którym znajdziesz głosy ludzi podobnych do Ciebie.

A jeśli czujesz, że twoja trzeźwość zaczyna być „nie twoja”, może warto też przeczytać:
👉 To nie moja trzeźwość


Zakochanie to nie problem – to informacja

Nie chodzi o to, by wszystko „wyleczyć” z emocji.
Terapia to nie laboratorium. To przestrzeń żywych, prawdziwych, czasem nieporadnych uczuć.

A zakochanie w terapii to czasem:
– pierwszy dowód, że Twoje serce się obudziło,
– sygnał, że tęsknisz za czymś ważnym,
– i okazja, by pokochać… nie terapeutę, nie uczestnika grupy, ale siebie samą.


Chcesz wiedzieć więcej?

Sprawdź ten artykuł o przeniesieniu w psychoterapii (ang.) – pokazuje, jak głęboka i naturalna to część procesu.


I na koniec…

Wiesz co?
Zakochanie to dobry znak.
Znaczy, że żyjesz, że czujesz, że jesteś w kontakcie.
Nie uciekaj od tego. Zatrzymaj się. Oddychaj. Mów.
Bo właśnie to – nie picie, nie wstyd, nie walka – jest prawdziwym uzdrawianiem.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *