Odcinek 5: Na krawędzi decyzji (Punkt kontrolny – splot Drogi A i B)
Poranek, który niczego nie zmienia… czy jednak?
Anna obudziła się z dziwnym uczuciem ciężkości. Nie bolała jej głowa, nie czuła skutków picia – nie tym razem. A mimo to miała wrażenie, jakby ktoś położył jej na klatce piersiowej zimny kamień, który nie pozwalał oddychać. Otworzyła oczy i spojrzała na sufit.
To był zwykły poranek. A przynajmniej powinien być.
Wstała powoli, starając się ignorować ucisk w żołądku. Monika już siedziała przy stole w kuchni, pochylona nad kartką papieru. Kredki były porozrzucane wokół niej, a na stole stała miska po płatkach.
– Co rysujesz? – zapytała Anna, odkręcając kran, by nalać sobie szklankę wody.
– Ciebie. – Monika podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko.
Serce Anny zabiło szybciej. Ostatni rysunek córki wciąż siedział jej w głowie – ten, na którym namalowała mamę z kieliszkiem w dłoni. Nie chciała znowu zobaczyć czegoś, co wbije ją głębiej w to przytłaczające poczucie winy.
Podniosła kartkę i przyjrzała się rysunkowi. Tym razem nie było kieliszka. Ale coś innego przyciągnęło jej uwagę.
Twarz. Jej twarz.
Była… pusta. Monika narysowała głowę, ale zostawiła ją bez oczu. Bez ust. Jakby brakowało jej wyrazu, jakby nie miała żadnych emocji.
Anna poczuła, jak ściska ją w gardle.
– Dlaczego nie dorysowałaś oczu? – zapytała, starając się, by jej głos zabrzmiał normalnie.
Monika wzruszyła ramionami. – Bo nie wiem, jak wyglądają.

Te kilka prostych słów uderzyło Annę mocniej, niż gdyby ktoś wymierzył jej policzek.
Nie wiem, jak wyglądają.
Nie wiem, jak wyglądają…
Zgięła palce na krawędzi kartki. Czy jej własne dziecko… nie wiedziało, co czuje? Czy nie widziało w niej nic poza pustką?
Nie dokończyła śniadania.
Wewnętrzna walka
Anna odprowadziła Monikę do przedszkola, jak każdego dnia. Pocałowała ją w czoło, wymusiła uśmiech, obserwowała, jak córka biegnie do koleżanek. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała jej głos:
– Mamo?
Zatrzymała się.
– Dziś też będziesz smutna? – zapytała Monika, spoglądając na nią poważnymi oczami.
Serce Anny zacisnęło się jeszcze bardziej.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
– Nie wiem, kochanie – powiedziała w końcu.

To była pierwsza prawdziwa rzecz, jaką powiedziała od dawna.
Kiedy wsiadła do samochodu, czuła, że nie jest w stanie wrócić do domu. Zbyt wiele myśli tłukło się w jej głowie.
Wpatrzyła się w telefon.
Nieodebrane połączenie od terapeuty. Wiadomość od Marty.
„Myślę o Tobie. Wiem, że to trudne, ale terapia może pomóc. Jeśli potrzebujesz pogadać, daj znać.”
Miała wybór.
Odpaliła silnik i zaczęła jechać. Nie wiedziała, dokąd. Przez kilka minut krążyła po mieście, pozwalając, by myśli płynęły swobodnie. Może powinna po prostu pojechać do domu. Zapomnieć o wszystkim. Wrócić do tego, co znane.
Ale coś ją zatrzymało.
Spojrzała w bok i zobaczyła szyld kawiarni. Przy oknie siedziały dwie kobiety, rozmawiając ożywionie. Jedna śmiała się, odgarniając włosy za ucho, druga gestykulowała, jakby właśnie opowiadała coś zabawnego.
Anna patrzyła na nie przez chwilę.
To było takie proste. Siedzieć w kawiarni, pić kawę, rozmawiać. Bez ciężaru na plecach, bez poczucia winy.
Kiedy ostatni raz zrobiła coś takiego?
Prawie nie pamiętała, jak to jest czuć się lekko.
Decyzja
Zanim zdążyła się zastanowić, zatrzymała samochód przed budynkiem terapii.
Przez chwilę siedziała bez ruchu, ściskając kierownicę.
Teraz mogła jeszcze się wycofać. Wrócić do domu. Zająć się czymś innym. Udawać, że to nie ma znaczenia.
Ale jeśli nie teraz… to kiedy?
Wzięła głęboki oddech, wysiadła z samochodu i przeszła przez parking.
Minęła recepcję, a kobieta za biurkiem podniosła na nią wzrok.
Anna otworzyła usta, ale przez sekundę nie mogła wydusić ani słowa.
W końcu zebrała się na odwagę.
– Chcę się zapisać na regularną terapię.
Recepcjonistka uśmiechnęła się lekko.
– To świetna decyzja, Anno.